3. Red Coat


[Percy]

Promienie słoneczne nie przebijały się przez gęste korony drzew. Stałem w zamglonym lesie, zewsząd otoczony przez drzewa. Czułem się jakbym był jedyną żywą istotą w przeciągu najbliższych kilku kilometrów. Nawet rośliny wydawały się martwe.
Nagle zawiał lodowaty wiatr, a parę metrów przede mną pojawiła się postać w czerwonym płaszczu. Była odwrócona do mnie tyłem, ale zza kaptura wystawały kręcone, blond włosy. Z niewiadomych mi przyczyn serce zabiło mi szybciej, a po ciele rozeszło się ciepło, rozluźniając każdy mięsień w moim ciele. Gdy wykonałem parę kroków w kierunku dziewczyny ponownie omiótł mnie chłód. Mimo to szedłem dalej. W momencie gdy dziewczyna znalazła się na wyciągnięcie ręki ode mnie jej głowa lekko drgnęła. Przystanąłem ,bojąc się wykonać choćby jeden krok więcej, żeby jej nie spłoszyć. Powoli odwracała głowę. Serce zabiło mi szybciej, a mięśnie spięły się do granic wytrzymałości. 
Spoglądały na mnie dwoje dużych, szarych oczu. Usta miała rozchylone, a spojrzenie ostre, niemal karcące. Pukle blond włosów spływały łagodnie po jej płaszczu. Była niższa ode mnie o zaledwie parę centymetrów. Przez głowę przeleciała mi szalona myśl. To najpiękniejsza dziewczyna jaką widziałem. Na ułamek sekundy przymknąłem oczy, bo znikąd oślepiło mnie słońce. Dziewczyna odwróciła się ode mnie i zaczęła iść przed siebie. Szybko złapałem ją za nadgarstek. Jej skóra była delikatna i ciepła.
-Dokąd idziesz?- zapytałem. Byłem ciekaw jaki ma głos.
-Albo ty, albo ja, Percy-odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko. Ale jej oczy się nie śmiały, były smutne. Zdziwił mnie fakt, że taka dziewczyna zna moje imię, ale nic mnie to nie obchodziło. Teraz najbardziej na świecie chciałem tą dziewczynę pocieszyć, zrobiłbym wszystko, żeby tego dokonać. Serce mi się krajało widząc jej smutne, zatroskane oczy. Nagle coś zmąciło mi wzrok, a przez głowę przeleciało mi tysiące obrazów. Zdołałem wychwycić pięć.
Pierwszy z nich przedstawiał moją dziewczynę, Sam. Na tym zdjęciu wyglądała wyjątkowo. Proste, brązowe włosy miała spięte w kok, orzechowe oczy lśniły w blasku słońca, a sukienka na ramiączkach w pastelowych barwach powiewała na wietrze. Poczułem uścisk w sercu na myśl, że mogłem pomyśleć o innej dziewczynie, skoro byłem w szczęśliwym związku z nią.
Następny obrazek to była raczej mapa. Przedstawiała zatokę Long Island i pewien obszar był zaznaczony w czerwonym kółku.
Trzeci był rysunek. Osoba, która go namalowała z pewnością miała talent artystyczny, ale postać, którą wykonała można było opisać jednym słowem- dziwna. Postać była demonicznie piękną kobietę o wężowym ogonie zamiast nóg.
Kolejne zdjęcie przedstawiało dziewczynę, którą jeszcze niedawno trzymałem za nadgarstek. Miała pomarańczową koszulkę z napisem „CHB”, włosy miała spięte w kucyk, a w jej dłoni spoczywała granatowa czapka bejsbolowa.
Ostatni obrazek przedstawiał najwyżej trzynastoletnią dziewczynkę z łukiem w ręku i kołczanem na plecach. Obok niej stał zastęp psów myśliwskich.
Te pięć obrazów pojawiało się najczęściej, więc nie trudno było je zapamiętać. Gdy obrazy przestały przewijać się przez moją głowę odzyskałem wzrok i spostrzegłem, że nigdzie nie ma jasnowłosej dziewczyny. Zostałem sam w tym martwym lesie.
Ale zanim zacząłem panikować, obudziłem się na przednim siedzeniu samochodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic